czwartek, 14 maja 2015


ŻYMLOKI, CZYLI BUŁCZANKA


Dzisiaj z racji tego, że miałam odwiedziny w godzinach południowych, czasu na obiad za dużo nie miałam..i szczerze powiedziawszy za bardzo mi się nie chciało już w coś bawić.
Zwłaszcza, że Iga jakoś apetyt straciła i w zasadzie na obiad zażyczyła sobie gotowane jajko ;)
Oczywiście jajeczko jeszcze od dziadka i od kurek, które znoszą jajka pozbawione cholesterolu ( ponoć). Tak wiec dziecko z obiadem miałam z głowy- a co My?
Po raz kolejny zajrzałam do swojej miniaturowej zamrażarki i z uśmiechem wyciągnęłam swojskie żymloki. Ci co mieszkają na Śląsku to na pewno znają, Ci co nie są to zaraz zostaną uświadomieni ;)

Żymlok to po polsku, w prostym tłumaczeniu bułczanka, bo po śląsku bułka to właśnie żymła ;)
A wygląda dokładnie tak:


Wyglądem przypomina kiełbasę, długości tak 20-25 cm, w delikatnym strzewku. Konsystencją przypomina natomiast krupnioka, czyli kaszankę z tym, że w krupniokach jest kasza a w żymloku bułka.
Żymlok jest nieodłącznym elementem każdego świniobicia na Śląsku. Wiadomo, że przy takiej okazji nie wolno niczego zmarnować, więc wszystkie części świnki łącznie z podrobami, jelitami a nawet krwią zostawał wykorzystywany- tak jest do dzisiaj.
Ja co prawda nigdy na świniobiciu nie byłam, bo chyba bym tego nie zniosła, ale mój tata jest fanem i świniobicie przynajmniej raz do roku robi.
Skład jak w większości pysznych rzeczy jest banalnie prosty: bułka, podroby, tłuszcz zwierzęcy i sporo przypraw. Kogoś może to przesadzać, ale jest naprawdę pyszne. Iga jak była młodsza to uwielbiała, teraz mniej, dlatego mogłam sobie pozwolić na otworzenie paczki z żymlokami, którą w zasadzie Iga dostała od dziadka ;)
Żymloki można jeść na zimno jak i na ciepło- zagrzane w wodzie. Mi najbardziej smakują właśnie na ciepło. I co dziwne- u Nas zawsze jadło się żymloki z pieczywem..

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

GOTOWANIE

Zastanawialiście się kiedyś jak to się stało, że lubicie właśnie takie jedzenie, że gotujecie to czy tamto? Kto miał na Was wpływ, jeżeli chodzi o  gotowanie, o to co lubicie jeść?
Ja od zawsze uwielbiałam siedzieć w kuchni. Pamiętam jak siedziałam u babci w kuchni jak jeszcze miała piec na węgiel i coś pichciła, przyjemnie ciepło, cudowne zapachy..
I chyba od tego się zaczęło..Lubiłam patrzeć w garnki, próbować wszystkiego, kosztować.
Zawsze najwięcej czasu (jeżeli chodzi o dom) spędzałam właśnie w kuchni. Przyjemnie bylo patrzeć jak powstaje coś z niczego.
Do dziś mam w ustach smak np. grysiku z syropem malinowym (kaszka manna). Niby nic..jakis biały proszek..a potem..ach..
Chciałoby się takie chwile zatrzymać jak najdłużej..
Ja postanowiłam w jakiś sposób zachować to w starych książkach babci..
Od zawsze lubiłam przeglądać jej książki kucharskie, w większości nowe, ale też stare.nawet bardzo stare. I właśnie książki i stare zeszyty babci z przepisami postanowiłam wziąć.
Po części traktuję je jako relikwie, jako pamiątkę po niej a częściowo jako niesamowite źródło wiedzy..Szczerze powiedziawszy to nie trzymam ich nawet w kuchni  z innymi książkami, tylko w pokoju na osobnej półeczce.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz