TADEK NIEJADEK, CZYLI O TYM
JAK POKONALIŚMY BROKUŁ
Co jakiś czas słyszę od znajomych czy rodziny, że Igusia tak pięknie je...Że i warzywa i owoce i że nie wymyśla i nie krzywi z obrzydzeniem.
To fakt można powiedzieć znany od dawna ;).
Można powiedzieć, że miłość do jedzenia wyssała z mlekiem matki, bo jak byłam w ciąży to jadłam wszystko na co miałam ochotę. I potem po urodzeniu, kiedy wszystkie media, blogi i śmogi ostrzegały i trąbiły o tym, że nie powinno się jeść praktycznie niczego, bo zaszkodzą dziecku, ja pałaszowałam bób, kalafior, fasolę.
Powiem szczerze- i z ręką na sercu, że ani ja ani Iga nie ucierpiałyśmy na tym.
Kiedy moje "oczytane" koleżanki skarżyły się na złe samopoczucie, kolki czy wysypki u swoich maluszków My miałyśmy się świetnie.
Zresztą- u Nas to naprawdę był ewenement, bo nie kierowałam się podręcznikami przy składaniu diety, ale zapytałam mojej mamy i babci co i jak Nam dawały jak byliśmy małymi brzdącami. Okazało się, że nie byliśmy w ogóle karmieni piersią a od 3 miesiąca życia jedliśmy marchewkę i mięso z królika...Hmm..i o dziwo żyjemy.
Stwierdziłam więc, że skoro ja i moi bracia przeżyliśmy to moje dziecko, które dodatkowo będzie dostawało cyca to też przeżyje.
No więc zaczęłam stosować dietę "sprzed wieków" i w wieku 3 miesięcy moje dziecko dostało pierwszy raz marchewkę, którą się dosłownie zajadało. Potem już poszło z górki, bo była marchewka z jabłkiem, marchewka z mięsem królika i gołębia.
Do dzisiaj nie wiem dlaczego tak wiele osób wzdryga się od tego, żeby dziecku dać inne smaki niż mleko..., dlaczego boimy się dawać sól ( co jest dla mnie zrozumiałe) przyprawy czy nawet herbatki?
Iga od pierwszego tygodnia dostawała na zmianę herbatkę rumiankową i koperkową ( i nie, nie miała problemu, żeby pić równocześnie z butelki i piersi).
Przyprawiać tez zaczęłam stosunkowo szybko, bo ok 5-6 miesiąca. Głównie majerankiem, tymiankiem i kminkiem- bo dodatkowo wspomagają trawienie.
Od tamtego czasu stopniowo wprowadzamy coraz więcej i więcej smaków. Nie mamy problemów z tym, żeby skosztować różnej kuchni- nawet takiej, która jest nam bardzo odległa...
Dużo chodzimy po targach, restauracjach, oglądamy książki kucharskie, wąchamy, kosztujemy.
Nigdy nie zdarzyło mi się powiedzieć do Igi, że ma coś zjeść, mimo, że ona nie chciała. Dla Nas jest naturalne, że czas spędzamy w kuchni i wszystko co tam się dzieje jest dobre i może być fajną zabawą.
Moi kochani, bo musicie zrozumieć, że jedzenie i wspólne gotowanie to jest fajna zabawa!
Odżałujcie czasami ten zbity talerz, wysypaną mąkę czy cukier. Kiedy później będziecie mieli okazję na takie spędzanie czasu? Poza tym ja myślę, że u Nas właśnie to przeważyło na tym, że Iga je wszystko i nie ma oporów przed próbowaniem niektórych rzeczy.
Dziecko musi widzieć, że Nam to tez sprawia frajdę!, że My też to lubimy!
Moje dziecko zaskakuje mnie coraz bardziej- sama wyciąga ręce po produkty, których jeszcze nie jadła. No i mamy swoją małą umowę:
ZAWSZE BĘDZIEMY RAZEM PRÓBOWAŁY NOWYCH RZECZY I NIGDY NIE POWIEMY NA COŚ, ŻE JEST NIE DOBRE ZANIM NIE SKOSZTUJEMY!
Jakoś dałam radę przekonać Igę, że nie wszystko źle smakuje co źle wygląda. Nie dawno tak było z soczewicą zieloną- Iga powiedziała, że nie zje, nie lubi.
Powiedziałam jej, że to takie zielone pastylki jak lentilky i że jak spróbuje i nie będzie jej smakowało to może nie jeść..
Na szczęście ja wiem, że zawsze jej smakuje ;)
Powtórzę jeszcze raz- dajmy dziecku odnaleźć się w kuchni, spróbować, posmakować, pomóc.
Weźmy je na targ, kupmy coś innego niż zwykle do jedzenia, dajmy możliwość wyboru. Dziecko jeżeli usłyszy, że ma wybór ( i jest to jedno czy chodzi o jedzeni czy ubranie) to zawsze coś wybierze
Powodzenia wszystkim rodzicom :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz