CHŁODNIK Z BOTWINKI
I COŚ CO MOŻNA NAZWAĆ BIGOSEM? ;)
Jak wczoraj pisałam-mimo tego, że obiecaliśmy sobie z mężem nie kupować jedzenia to ja jednak nie potrafiłam się opanować i oczywiście nakupiłam..Nakupiłam warzywa i owoce ( Iga nawet ułożyła o nich piosenkę- kto słyszał, ten wie ;), między innymi botwinkę.
Przyznam się- nigdy nie robiłam, ale buraczki uwielbiam, więc zaryzykowałam, kupiłam i dzisiaj zrobiłam. Mało tego! Myślę, że wyszła mi całkiem nieźle.
Oczywiście nie tak dobrze jak mojej mamie, ale jest ok :)
SKŁADNIKI:
- duży pęczek botwinki
- pęczek rzodkiewek
- pęczek koperku
- pół świeżego ogórka
- 1 l maślanki
- 2 jajka ugotowane na twardo
- sok z cytryny
- sól
- pieprz
- cukier
- bulion warzywny ( ja miałam z kostki)
- 3 ząbki czosnku przeciśnięte przez praskę
Rano przed wyjściem do lekarza jeszcze chwyciłam się za robienie czegoś..Nie wiedziałam co mi wyjdzie, bo zazwyczaj jak mam coś co może mi się zniszczyć to wszystko kroję i wrzucam do jednego gara ;). Dzisiaj wybór padł na młodą kapustę, cukinię, cebulę. Dodałam jeszcze 2 plasterki bekonu pokrojonego w cieniutkie plasterki, ziele angielskie, liść laurowy, kminek, sól, pieprz i koperek. Efekt może nie zachwycał, ale na pewno był dobry, szybki, zdrowy, no i nie trzeba było niczego wyrzucać ( tego nie robię nigdy i nie chciałabym, żeby tak się stało).
Oczywiście z premedytacją nie dodawałam tam ani grzybów ani nic..Bo zamiarem było wykorzystanie tylko tych rzeczy, które mogłyby się zniszczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz