wtorek, 12 kwietnia 2016

WEEKENDOWO-NAPLAVKOVO!!!

SAŁATKA Z BREASOLA

ZUPA PRAWIE TAJSKA ;)

Każdy cieszy się na koniec tygodnia- wiadomo- w końcu wolne.
Dla Nas to czas szczególny, bo mamy w końcu czas dla siebie ( ale jak znam siebie to pewnie pisałam już o tym ze sto razy ;) i na to, żeby korzystać z uroków targów z pysznym jedzonkiem na Naplavce.
Całe szczęście, że jest coraz cieplej, bo takich targów będzie coraz więcej i coraz częściej, więc i wpisów będzie pojawiało się więcej.
Powiem szczerze, że byłam już w tym miejscu tyle razy, że wiem czego się spodziewać, ale i tak za każdym razem pojawia się coś nowego!!
Tym razem była to paella przygotowana na ogromnej patelni, oraz stoisko z serami szwajcarskimi, gdzie jeden z nich był podgrzewany i potem taki stopiony podawany na talerzu z gotowanym ziemniaczkiem.
Niestety (albo raczej -stety) z braku ogromnego żołądka, nie zdążyłam już tych pyszności skosztować.
Ale jak to mówią- co się odwlecze to nie uciecze ;)



Wiadomo jednak, że zanim wygrzebaliśmy się coś zjeść na mieście to już coś przekąsiliśmy w domu.
W zasadzie nie było to coś, ale przepyszne śniadanko przygotowane przez Igusię. 
Nie mogłam się nie pochwalić, zwłaszcza, że zrobiła wszystko sama ( oprócz pokrojenia chleba).
Nic tak nie cieszy ( i powie to każda matka/rodzic) własnoręcznie zrobione śniadanie przez swoje dziecko!
A nas taki zaszczyt spotyka co kilka weekendów!!




Wracając natomiast do tego o czym wspomniałam- czyli jedzenia już gotowego- wyglądała to mniej więcej tak, że idziemy, patrzymy czy jest coś nowego, czego jeszcze nie próbowaliśmy, albo czy jest ktoś nowy i najpierw bierzemy nieznane, a dopiero później inne dobroci :)

Zaczęliśmy od mieszanki orzeszków- jedna w wersji pikantnej z papryką, druga tajska- mniej pikantna i bez papryki, ale z innymi przyprawami. 
Wybór jest ogromny ( ostatnio była to słona mieszanka różnych orzechów- makadamia, pistacje, nerkowca, pekan, arachidowe i migdały), więc i w tym wypadku będziemy mieli z czego wybierać :)


A tak wyglądały orzeszki ( a raczej to co z nich zostało)


A po orzeszkach było już tylko lepiej ;)..
Zaczęliśmy od BIO hamburgera..I nie.. nie mamy fioła na punkcie BIO żywności- po prostu to był jedyny hamburger jaki był dostępny ( w sensie, że mięso BIO, bo rodzajów było więcej ;)
Szczerze- mnie nie zachwycił- mięso ok, bułka też, dodatki świeże, ale niczym Nas nie zaskoczył, więc to na pewno nasz ostatni raz ;)


W międzyczasie kupiłyśmy sobie z Igą zieloną kulkę ( płatki owsiane, zielona herbata i mnóstwo zdrowych, EKO i BIO rzeczy). Mnie nie zachwyciła, a Idze mimo ciekawego koloru i smaku to już w ogóle ;)


Ostatnio jadłam gulasz z ośmiornic, który ( mimo bardzo dużej ilości ośmiornic) smakował jak zupa rybna i jakoś też nas nie zachwycił. Teraz postanowiłam, że spróbuje smażonych ośmiorniczek...
O ja głupia- nie wiem czego się spodziewałam, bo ośmiorniczki były, owszem, ale pod tak grubą warstwą ciasta, że smak się zgubił i w zasadzie było dobre, ale jakby to było cokolwiek innego to też by mi smakowało.


Nie mogło obyć się też bez jakieś małej słodkości- tym razem Iga wybrała ciasteczko- makronke od naszej ukochanej czekoladowni. I powiem, że z wyborem bardzo mnie zaskoczyła, bo wybrała w zasadzie najmniej oczywisty smak: pomarańczowo-cynamonowy. 





To oczywiście tylko niewielka część tego co możecie, albo co moglibyście znaleźć.
W kilku zdjęciach pokaże co jeszcze tu mamy :

Pan ze słodkościami i przekąskami RAW:

Pan z "Darami lasu" ;)
  

Stoisko z węgierskimi przysmakami

 Pieczone ziemniaczki, haluski, warzywa

I tak mniej więcej wyglądało Nasze do południe. Po południu wybrałyśmy się z Igą w podróż "po całej Pradze" ;) i wieczorem padnięte wróciłyśmy do domu. 
Oczywiście moje misie głodne zażyczyły sobie pielmienie ( dzięki Bogu za ruski sklep ;)
Ja natomiast walnęłam sobie pyszną sałatkę:



SKŁADNIKI:
  • roszponka
  • ser bałkański ( feta)
  • pomidor świeży
  • pomidor suszony
  • czarne oliwki
  • białe winogrona
  • parmezan
  • oliwa z oliwek
  • sól
  • pieprz
  • bresaola
-----------------------------------------------------------------------------------------------
 Wiecie,że lubię eksperymentować w kuchni... Bardzo lubię kuchnię orientalną i tak mnie naszło, że może spróbuje zrobić zupę w takim stylu. W zamrażarce miałam krewetki i zielony groszek, w szafce kokosowe mleko, warzywa, przyprawy mam.. Jedyne co to kupiłam czerwone curry, bo akurat był azjatycki tydzień w sklepie, więc skorzystałam..
Niestety nie zdążyłam zrobić zdjęć, choć zupa była dosłownie fenomenalna!!


SKŁADNIKI:
  • czerwone curry
  • krewetki
  • zielony mrożony groszek
  • cebula
  • marchewka
  • czerwona papryka
  • czosnek
  • świeży imbir
  • olej
  • "szklany" chiński makaron
  • mleko kokosowe
  • cytryna
  • szczypiorek
  • zielona część pora
  • sos sojowy
  • ew. sól
Czosnek i imbir drobniutko posiekać, wrzucić na rozgrzany olej i podsmażyć. Dodać pokrojoną w piórka cebulę, pokrojoną w słupki marchewkę i i w paseczki paprykę. wszystko chwilę z sobą smażyć, dodać curry i zalać wodą. Chwilę pogotować, zmniejszyć gaz, dodać mleko kokosowe, doprawić do smaku sosem sojowym (solą) i cytryną. W zależności od tego jak bardzo chcemy mieć zupę ostrą, możemy dodać curry. Na koniec dodajemy krewetki i groszek. Wszystko jeszcze chwilę gotujemy. Podajemy z makaronem, posypane szczypiorkiem.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
A to już moja myszka ze swoim ulubionym pierniczkiem:

1 komentarz:

  1. Świetnie gotujesz! Proponuję założyć konto instagramowe,żeby więcej osób mogło dotrzeć do Twojego bloga :) Pozdrawiam serdecznie :)

    www.somefitme.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń